piątek, 11 września 2015

Niespodziewanych spotkań nigdy za wiele

Aiden czekła pod gabinetem dyrektora w szkole swojej córki. Nie była pewna czy wejść do środka. Wiedziała co usłyszy. Trzy raz w tym roku zmieniała szkołę dla June. Dziewczynka była dość niesforna, ale dobrze się uczyła. Ostatnin razem zrobiła w klasie zawody, która pierwsza ukradnie dolara z portfela nauczycielki. Dziś biła się z koleżanką. To do niej nie podobne. W końcu Aiden przemogła się i weszła do gabinetu. Ubierając się na to spotkanie próbowała wyglądać szykownie i z klasą. Niestety nie mogła nic takiego znaleźć ani w swojej szafie, ani w szafie Raven - swojej współlokatorki i najlepszej przyjaciółki. Pośpiesznie zbiegła więc na dół do sąsiada Lucasa-geja i byłego stylistę Beyonce. Ponoć. Raczej się tylko przechwalał.
- Luck, musisz mi pomóc - oznajmiła od progu bezceremonialnie wchodząc jak do siebie.
- Cóż mogę dla ciebie zrobić, il mio amore? - zapytał z fatalnym włoskim akcentem zamykając za nią drzwi.
- Muszę wyglądać jak kompetentna matka - wyjaśniła szybko. - Tak, wiem. Czwarty raz w tym roku.
Zmierzył blondynkę od góry do dołu z niesmakiem. Miała na sobie rozciągnięty szary t-shirt i krótkie czarne spodenki do gry w tenisa. Byla boso, miał poczochrane włosy i podkrążone oczy. Maniciur nie był jej mocną stroną od czasów liceum, nie wspominając już o pediciur. Była dwudziestoczteroletnią samotną matką jednego dziecka, a wyglądała jak zajechana trzydziestka z co najmniej trójką dzieci na głowie.
Garderoba Lucasa posiadała z niewiadomych przyczyn damskie ubrania.
- Co tym razem zrobiła nasza bella June? Skok na bank, o którym mówią w wiadomościach? - zapytał z rozbawieniem.
- Pobiła się z koleżanką - odpowiedziała Aiden. - Po prostu ubierz mnie już w końcu.
Lucas dał jej cobaltową sukienkę przed kolano, skórzaną kurtkę, czarne pończochy samonośne i klasyczne czarne szpilki. W tym momencie to co miała na sobie wydawało jej się nie na miejscu i buty ją cisnęły. Wyglądała jakby wybierała się na randkę z bogatym gnojkiem albo na rozmowę kwalifikacyjną do Parkera i Browna - jednej z większych kancelarii adwokackich na Manhatanie, a nie do szkoły na dywanik do dyrektora.
- Dzień dobry, nazywam się Aiden Keller i jestem matką June - oznajmiła zamykając za sobą drzwi. - Przepraszam za spóźnienie.
- To ty urodziłaś tego małego potwora! - zawołała brunetka siedząca na jednym z dwóch krzeseł stojących przed biurkiem.
- A pani to pewnie matka bachora, które zaatakowało moje dziecko - powiedziała Aiden słodkim głosem. - Nie miło mi poznać.
- Proszę o spokój - powiedział siwiejący mężczyzna. - Proszę usiąść pani Keller.
- Panna Briggs jeśli można - poprawiła Aiden siadając.
Po śmierci Etana wróciła do panieńskiego nazwiska. Może nie tyle co wróciła, a skróciła nazwisko z Briggs - Keller do Briggs. Tęskniła za mężem, a podpisywanie się jego nazwiskiem przywoływało wspomnienia i chciało jej się płakać. - Nie mam męża.
- No tak, nie ma ojcowskiej ręki to i wychowania brak - wtrąciła kobieta, a dyrektor zgromił ją wzrokiem.
Aiden poczuła ukłucie smutku i w jej oczach zebrały się łzy. Co ta kobieta sobie wyobrażała? Że przypadkowo zaszła w ciążę gdzieś na jakieś imprezie i teraz się bawi w wychowanie. Przygryzła obie wargi aby się nie rozpłakać. Usiadła prosto i założyła nogę na nogę.
- Pochowałam męża dwa lata temu - oznajmiła spokojnie. - I tak, jest mi trudno wychować sama June. Naprawdę nie wiem, panie dyrektorze, co w nią wstąpiło. Nigdy nie była agresywna.
Mężczyzna odkaszlnął, poprawił okulary na nosie i złożył politycznie ręce.
- Psycholog rozmawiał z dziewczynkami i przekazał mi, że Kathie naśmiewała się z tego, że June nie ma ojca - tu znacząco spojrzał na matkę Kathie, która spuściła wzrok. - June ją szturchnęła i tak doszło do bójki. Takie zachowanie jest nie dopuszczalne w naszej placówce, więc powinienem zawiesić dziewczynki w prawach ucznia, ale nie zrobię tego.
Aiden odczuła ulgę, że tym razem nie musi szukać dla córki nowej szkoły.
- Ale dziewczynki raz w tygodniu muszą się stawiać u szkolnego psychologa - dodał mężczyzna. - Zaraz mamy akademię, więc przepraszam teraz panie.
Blondynka szybko wyszła z gabinetu dyrektora i poszła obok do sekretariatu. Otworzyła szklane drzwi i weszła do środka.
- Młoda, gdzie teraz masz lekcje? - zapytała córkę, która siedziała na plastikowym krześle.
-Teraz mam wf, mamo - odpowiedziała June zeskakując z krzesła.
Wyszły z pomieszczenia.
- Nie wywalają mnie ani nie zawieszają w prawach ucznia? - zapytała dziewczynka biorąc matkę za rękę.
- Nope, ale masz chodzić do psychologa co tydzień. Wiesz co to znaczy - powiedziała Aiden mrugając konspiracyjnie do córki.
Dziewczynka zatrzymała się i posłała mamie słodki uśmiech.
- Wiem mamo co mówić - zapewniła ściskając jej dłoń. - Nie podkopię rodzinnego interesu.
- Moja dziewczynka. Przybij piątkę.
June przybiła piątkę razem z mamą. 
Aiden odprowadziła córkę pod salę gimnastyczną po czym wyszła ze szkoły.
Przed budynkiem czekała na nią Raven. Opierała się o czyjegoś mercedesa w kolorze szampana. Trzymała ręce w kieszeniach czekoladowego płaszcza. Uwodziła wzrokiem i uśmiechem mężczyzn przechodzących obok niej. Była w tym bardzo dobra. Jeden chłopak zapatrzony w oczy szatynki wpadł na Aiden.
- Bardzo panią przepraszam! - zawołał chłopak spostrzegłszy się, że na kogoś wpadł. - Nic pani nie jest?
- Nie, ale pan to chyba powinien patrzeć pod nogi - odparła Aiden, a Rav wybuchnęła perlistym śmiechem.
Chłopak zmieszany szybko odszedł.
- Musisz tak zawsze? - zapytała Aiden przyjaciółkę.
- No co? - Dziewczyna uniosła ręce w poddańczym geście. - Jest fan.
Blondynka posłała jej spojrzenie pełne politowania. Obie ruszyły żwawym krokiem przez ulicę do parku. Po drugiej stronie wyczaiły małą kawiarenkę. To była dobra pora aby napić się kawy.
Aiden i Raven były przyjaciółkami od liceum. Wtedy się poznały. Od razu przypadły sobie do gustu. Takie samo poczucie humoru i rozumienie się bez słów. Rozmawiając ze sobą śmiały się i żartowały. Aid opowiedziała Rav jak dyrektor szkoły potrktował bójkę June z Kathie. Raven zapewniła ją, że pomysł z psychologiem nie jest zły w końcu biologiczny ojciec nie ma pojęcia o jej istnieniu, a przybrany zmarł.
W samym środku parku roiło się od ludzi. Stała duży biały samochód dostawczy. Przy fontannie stał sprzęt dorobienia profesjonalnych zdjęć. Kilka elegancko uubrnych osób i oczywiście tłum głapiów.
- Zobaczymy co się tam dzieje? - zapytała Raven i nie czekając na odpowiedz poszła w stronę zbiegowiska.
Aiden niechętnie poszła za ciekawską przyjaciółką. Dziewczyny stanęły obok gapiów i przyglądały się chwilę zdarzeniu. Nagle Aid zorientowała się o co całe halo, a raczej o kogo.
- Chodźmy stąd - powiedziała i pociągnęła przyjaciółkę za łokieć.
Raven ledwo nadąrzała za przyjaciółką. W końcu złapała ją za ramię i zatrzymała.
- Aiden, co lub kogo tam zauważyłaś? - zapytała szatynka tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Blondynka wywróciła oczami i już otwierała usta aby powiedzieć kogo widziała gdy w tym momencie ktoś ich zawołał.
- Aiden? Rav? Co za niespodzianka! To naprawdę wy!
Raven już nie potrzebowała wyjaśnień. Same przybiegły. To był Tyler Humphrey miał sesję zdjęciową w parku do jakiegoś magazynu. To jego zobaczyła Aiden. Chciała jak najszybciej z tamtąd odejść aby nie stało się to co teraz. Stał przed nią i patrzył jej w oczy. Nogi miała jak z waty, a w brzuchu latało stado głodnych, spragnionych i rozwścieczonych motyli stęsknionych za Tylerem. W głowie miała mętlik i zapomniała jak się mówi.
- Tayler? Co za spotkanie! - sytuacje uratowała Raven. - Co tu robisz?
- Mam sesję zdjęciową do marcowego wydania Sport Life - wyjaśnił szybko. - A wy? Miło was widzieć. Świetnie wyglądacie.
- Idziemy na kawę. - Aiden w końcu odzyskała głos. - I bardzo się spiszeszymy.
- Może pójdziesz z nami? - zaproponowała Raven. - Oczywiscie jeśli masz czas.
Wskazała dyskretnie na fotoreporterów, a Aiden szturchnęla ją niezadowolona. Miała nadzieje, że przyjaciółka szybko odwoła zaproszenie jednak Raven miała zupełnie inne plany.
- Jasne. Chętnie z wami pójdę. Powspominamy trochę stare czasy. - Tyler zgodzil się bez wachania. - Załatwie tylko tutaj i zaraz jestem.
Rav posłała mu uśmiech.
- Tutaj, po przeciwnej stronie ulicy jest kawiarenka. Poczekamy tam na ciebie - powiedziała Aiden i szybko skręciła w stronę kawiarni ciągnąc ze sobą przyjaciółkę.
Była zła na Raven, że zaprosiła jej ukochanego z czasów liceum na ich kawę. 
Sześć lat temu rozstali się w zgodzie. Aiden wspierała go w sporcie i dlatego pozwoliła mu wyjechać. Chociaż bardzo żałowała tej decyzji kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży to czasu cofnąć przecież nie mogła. Oboje mięli już swoje życie. Przecież Rav nie mogła liczyć na to, że powie Tylerowi o June i on do nich wróci i będą żyli długo i szczęśliwie. Tak się nie dzieje. 
- Zabiję cię kiedyś - warknęła Aid.
- Ja ciebie też kocham, skarbie - odparła Raven niezrażona.
Weszły do kawiarni i usiadły przy stoliczku gdzie było najwięcej krzeseł. Kawiarnia była dosyć spora więc wymagała kelnerów. Raven była tym zafascynowana zwłaszcza, że jeden wpadł jej w oko. Rav należała do tych kobiet, które uwielbiały mężczyzn i seks. Podobno jak kobieta zalicza więcej facetów niż facet kobiet to znaczy, że dziwka. Ona nienawidziła z całego takich ludzi. Facet to bohater jak zaliczy trzy panny w jedną noc. A kobieta? Czy kobieta nie może? W końcu wszystko jest dla ludzi! Z takiego właśnie założenia wychodziła Raven Myles. Jest kobietą i dobrze się czuje w swojej skórze i nie chce ukrywać swojej seksualności.
- Ciacho na trzeciej - szepnęła do Aiden.
- Jest twój - odparła blondynka zdejmując kurtkę.
W lokalu było ogrzewanie, ale nie tylko dlatego zrobiło jej się ciepło. W stronę tego uroczego zaciesznego miejsca kierował się Tyler z uśmiechem na ustach. Za nim skradało się dwóch paparazzich, a tuż przed kawiarenką zaparkował czarny SUV z przyciemnianymi szybami. To oczywiste, że  musi mieć ochronę. W końcu to poważny sportowiec, którego plakat powiesiła sobie w pokoju June. Dziewczynka wiedziała doskonale, że to jej biologiczny ojciec. Śledziła każdy jego ruch. Oglądała każde maratony. Nawet jeśli były emitowane w nocy. Posiadała nawet kubek i koszulki z nim. Była nie tylko jego córką, ale także największą fanką. Wszystko to doprowadzało do szalenstwa Aiden. Nie mogła przecież zabronić córce tego wszystkiego, więc musiała to znosić. Wszystko to przypominało jej o nim, a najbardziej June - o ich wspólnej ostatniej nocy.
- No miałem trochę komplikacji. Mój menadżer odszedł, ale już jestem - powiedział Tyler siadając obok Rav.
- Teraz pewnie będziesz musiał szukać sobie nowego menadżera. Życie sławnego sportowca musi być mega trudne - odparła wrogo Aiden.
Rav kopnęła ją pod stołem dając znak, że ma być milsza.
- Aiden szuka pracy - powiedziała szatynka. - Była menadżerką w małej knajpce i na siłowni. Myslę, że się nada.
- Serio? To było super - odpowiedział Tay żywo zainteresowany. - Mogę zatrudnić cię od zaraz. Pomogła byś od razu w przygotowaniach do ślubu, no i Sophia potrzebuje druhny.
Aiden zrobiło się nie dobrze na myśl, że ma pomagać przy ślubie swojego byłego. I do tego wszystkiego ma być druhną? To śmieszne. 
- No nie jestem pewna.. - bąknęła Aiden.
Do stolika podszedł kelner.
- Proszę, co dla państwa? -  zapytał.
- Latte, poprosze - odpowiedziała szybko Aiden ciesząc się, że kelner nieświadomie wyrwał ją z klopotliwej sytuacji.
- Dla mnie espresso - poprosił Tyler.
- A ja poproszę to samo co koleżanka i pana numer telefon - powiedziała Raven zalotnie uśmiechając się do kelnera.
Chłopak zapisał zamówienie. Po czym wręczył dziewczynie fragment kartki ze swoim imieniem i numerem telefonu i odszedł za bar.
- Drew. Całkiem sexy ten Drew - mruknęła Raven i wsadziła sobie kartkę w biustonosz wiedząc, że Drew ją obserwuje zza baru. - Więc mówisz, że się żenisz - zwróciła się do Taylera, który był oszołomiony tym jak szybko owinęła sobie chłopaka wokół palca. - Gratulacje. Też bardzo chętnie pomogę w przygotowaniach. W końcu jesteśmy przyjaciółmi.
Aiden scisnął się żołądek na słowa Raven.
- Co? Chyba żartujesz! - zawołała blondynka. - Nie odzywal się 6 lat i ma mieć miano przyjaciela?
Rav się wyprostowala się na krześle. Wiedziała dokładnie o co jej chodzi. Siedziała w tej sprawie po uszy i wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała razem z Taylerem wytłumaczyć się przyjaciółce.
- Mięliśmy kontakt - zaczął Tay niepewny swoich słów. - To znaczy kontaktuję się z Ryanem i Chris'em. Czasami z dziewczynami. Był taki okres, że chciałem wrócić, naprawić wszystko.
Kelnerka przyniosla ich napoje. Aiden wzięła za szklankę i łyżeczkę aby zając czymś ręce w zdenerwowaniu. 
- Byłaś już wtedy rok po ślubie z Evanem..
- Co? Wyszłaś za Evana? - Tayler przerwał gwaltownie Raven. - Wyszłaś za mojego najlepszego przyjaciela. Nic dziwnego, że żadne z was się do mnie nie odzywało! Myślałem, że jesteś strażniczką wszystkich zasad, a ty je tak łamiesz.
- Nie łajaj mnie! - krzyknęła Aiden nie mogąc pochamować klębiących się w niej emocji. - Tydzień po twoim wyjeździe Evan dowiedzial się, że ma raka mózgu. Kochał mnie równie bardzo jak ty zanim wyjechałeś aż do swojej śmierci. A ciebie nawet na pogrzebie nie było, więc połajaj sam siebie.
Tyler przetarł twarz dłońmi i wypuscił głosno powietrze.
- Nie miałem najmniejszego pojęcia - szepnął.
Przy stoliku nastała grobowa cisza. Dawni przyjaciele nie potrafili się do siebie odezwać. Nawet kawa nie smakowała w tym momencie tak dobrze jak zwykle.
- Przepraszam - powiedzieli w tym samym momencie wszyscy troje.
Uśmiechnęli się do siebie przez to równo wypowiedziane słowo.
- Chętnie zostanę twoim menadżerem - zgodziła się w końcu Aiden. - Dużo masz czasu? Zabrałabym Cię do Evana.
- Jasne. W końcu to ty teraz ustalasz mój czas - odparł Tayler. - Muszę go odwiedzić. Nie widzieliśmy się 6 lat.
Raven zatopiła bordowe usta w swojej latte.
- Nie miejcie nam za złe, że nie dopuszczaliśmy was do siebie. Oboje byliście w ciężkim stanie - powiedziała wycierając serwetką ślady po piance i resztki bordowej szminki. - Nie mogliśmy zburzyć czegoś co zbudowało się po waszym rozstaniu. Chciałeś wrócić do niej w momencie kiedy ona była już szczęśliwa z kimś innym. To tak jakby Aiden chciała teraz wejść w twoje szczęśliwe życie. Musieliśmy coś wymyśleć.
Reszta ich spotkania przebiegła w lepszym nastroju - na wspomnieniach.
Później Aiden zabrała Tylera na grób Evana. To znaczy on ją zabrał swoim samochodem, a ona wskazała drogę. Nie pokócili się już ani razu, chociaż droga była długa. Oboje mięli sobie dużo do powiedzenia.
- Czasem przyjeżdżam tutaj aby opowiedzieć mu co robiłam i takie tam - powiedziała Aiden otwierając starą zardzewiałą bramę cmentarza. - Wiem, że to dziwne, ale to pomaga. Dzięki temu mniej tęsknię.
Tyler wszedł za nią na teren cmentarza.
- Robiłaś tak jak byłaś mała na grobie swojego ojca - przypomniał. - Nic się nie zmieniłaś.
Poprowadziła go prawie na środek cmentarza.Przechodząc przez inne groby dotarli w końcu do celu.
- Evan Keller 22 lata, kochający mąż i ojciec... Macie dzieci? - zainteresował się.
- Córkę June - odparła szybko nie wyprowadzając go z błędu. - W sobotę kończy 6 lat. Wpadniesz na jej urodziny? Jest twoją fanką. Nie mam jeszcze pomysłu na prezent, więc może spotkanie z idolem byłoby odpowiednie.
- Jesli nic innego nie zaplanuje mój nowy menadżer - odparł Tay unosząc ręce w poddańczym geście.
- W takim razie niczego nie dopisuje już do twojego grafiku na sobotę - powiedziała poprawiając zbłąkany kosmyk włosów.
Tyler chciał pogadać z Evanem, więc Aiden zostawiła go samego i poszła czekać na niego przed samochodem. Zaczął padać śnieg i na ulicy zrobiło się biało...





____________________________
Hej wszystkim! W końcu udało mi się dodać pierwszy rozdział! Przepraszam za błędy, ale pisałam to na telefonie. Ten rozdział dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce, która jedzie teraz pociągiem do Gdańska, a potem z Gdańska samolotem do UK. Abyś miała co czytać, kochanie <3
Mam nadzieje, że pierwszy rozdział podoba. Przepraszam za formę trzecioosobową. Możliwe, że zmienię na pierwszą. Sprawdzam teraz jak mi idzie. Także zapraszam was na kolejny rozdzał, który postaram się dodać w przyszłym tygodniu. Buziaki :***


Jeśli szanujesz to co pisze zostaw komentarz na dole. Może być to nawet jedno słowo ;)

sobota, 5 września 2015

Prolog

Wysoki mężczyzna wszedł do banku zaraz po otwarciu. Przeszedł przez prawie pusty hol i zatrzymał się przy jednym ze stanowisk opiekujacych się depozytami. Kobieta siedząca przy stanowisku z wrażenia upuściła batonik zbożowy na klawiaturę. Szybko posprzątała okruszki i poprawila się na krześlr. Zarumienion uśmiechnęła się do mężczyzny o wiele zbyt serdeczniej niż na to wskazywał regulamin.
- Witamy, panie Myles - przywitała stałego klienta.
- Witaj Becco. - Myles skinął głową i usiadł na krześle.
Załozył nogę na nogę i przygladał się onieśmielając tym pracowniczkę banku. Onieśmielał każdą kobietę, którą napotkał na swojej drodze. Bardzo mu to schlebiało.
- Chciałbym zajrzeć do mojego depozytu - oznajmił seksownym głosem tak, że minęło kilka dobrych sekund zanim Beca pobiegła po dyrektora.
Dyrektor banku szybko przeszedł do rzeczy i razem z Becą poprowadził pana Myles'a do skrytek depozytowych w skarbcu. Beca poszukała odpowiedniej i otworzyła ją. Wyciągnęła blaszaną skrzyneczkę i wręczyła klientowi. Myles otworzył ją. Nie było w niej nic prócz przyczepionej do dna żółtej karteczki.
- Twoja skrytka depozytowa, konto - tak jak wszystko w tym banku - zostały skradzione. Życzymy miłego dnia - przeczytał na głos. - Okradziono mnie!
Jego głos odbił się echem w pomieszczeniu.
- Postaramy się jak najszybciej odzyskać pana pieniądze - zapewnił dyrektor.
Oburzony Myles wyszedł z banku. Wsiadł do swojej limuzyny.
- Philip, do The School of Visual Arts - rzekł do swojego kierowcy.
- Tak jest, panie Christianie - odparł chłopak.
Samochód ruszył, a w radiu rozległy się wiadomości o 10:30.
- Dziś w nocy zdefraudowano jeden z brooklińskich banków - zaczął spikier, a Christian się roześmiał.
Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer. Po sześciu sygnałach usłyszał pocztę głosową:
- Tu Charlie, Hayley i Lynnette. Nie ma nas w domu więc wiesz co masz robić.
- Świetnie się spisałyście, dziewczynki. Wpadne do was wieczorem.
__________________
Hej, witam was na moim opowiadaniu. Mam nadzieje, ze bohaterki się podobają. Prolog specjalnie nie do końca mówi o czym jest opowiadanie, więc czekajcie na pierwszy rozdział. Jeżeli macie ochotę możecie podrzucać propozycje postaci do kolejnych bohaterów, którzy będą się pojawiać. Piszcie w komentarzach.
Jeśli szanujesz moją pracę proszę o zostawienie komentarza. Komentarze mnie motywują do dalszego pisania.